wtorek, 22 września 2015

Świat przez różowe okulary („Okularki” Ewa Madeyska)


Noszenie okularów w początkach edukacji to jak wiadomo koszmar niemalże z ulicy Wiązów. Mijają lata, zmienia się świat, moda i literatura dla dzieci, a tymczasem wciąż dobrze się mają grupowo-klasowi prześmiewcy, wciąż używane są znane od pokoleń przezwiska i określenia, wciąż użytkownicy okularów bywają piętnowani i wyśmiewani. Rozterki nosicieli okularów często pojawiały się w literaturze dziecięcej i młodzieżowej i z pewnością każdy z was potrafi wymienić jakiegoś bohatera, który się z takim problemem borykał... Najnowszą pozycją, która temat ten podejmuje są „Okularki” Ewy Madyskiej, wydane przez Wydawnictwo Dwie Siostry w serii „Małe katastrofy”.

Ewa Madeyska (jak zdołałem się zorientować) debiutuje na polu twórczości dla dzieci. Wcześniej znana była raczej z pisarstwa poważniejszego kalibru – choćby z nominowanej do Nike powieści „Katoniela”, która była pamfletem na powierzchowny katolicyzm. Czy jej debiut w literaturze dziecięcej może zaliczyć do udanych? Z niewielkimi zastrzeżeniami uważam, że tak. Nie jest to może tekst przełomowy, ale został napisany sprawnie, zabawnie, z dużym wyczuciem materii języka i z pewnością warto go czytać dziecku. Szczególnie jeśli nosi okulary, ale nie musi to być condicio sine qua non. Kostek go dwóch czytaniach bardzo go polubił. A Matysia piszczy jak z daleka widzi okładkę:)

Frania mieszka z rodzicami i siostrami w domu na przedmieściu, uczęszcza do przedszkola, lubi rozmawiać z zabawkami, a nie lubi nosić okularków w różowych oprawkach (określanych w tekście znacząco i dwuznacznie „różowymi okularami”).

Utwór Madeyskiej składa się z dwóch części. Pierwsza przedstawia nam typowy poranek w rodzinie z dziećmi, all that jazz, cały ten zgiełk, harmider i rozgardiasz, który związany jest z wyprawą do szkół, przedszkoli, pracy. Oczywiście na plan pierwszy wysuwają się tutaj problemy Frani, która w mistrzowski sposób potrafi ukryć fakt niezabrania z półki okularów. Jej niechęć wynika przede wszystkim z opinii pochodzących od otaczających ją osób – niani, siostry czy Wiktora demonicznego kolegi z przedszkola, koło którego musi siedzieć przy stole.  Pierwsza część ma na celu pokazanie źródeł niechęci, ale też przedstawia pozostałych bohaterów tej opowieści, których jest niemało. Nielubiąca okularów Frania zostaje też skonfrontowana z nierozstającym się z okularami tatą.

Druga część, jak się pewnie domyślacie, powinna pomóc Frani w przekonaniu się do noszenia okularów. I znowu mamy sytuację poranną, tym różniącą się od poprzedniej, że nikt nie myśli o wyjściu z domu. Wszyscy szukają okularów taty, który nie może bez nich funkcjonować. Nikt oczywiście nie może ich znaleźć i wtedy Frania wpada na pomysł, że być założenie okularków pomoże w poszukiwaniach...

Podoba mi się jak autorka potrafi zindywidualizować bohaterów, pokazać ich ciepło wraz z niedoskonałościami, opisać przez atrybuty. Wprowadza tych bohaterów w króciutkiej historii sporo, ale ponieważ jest to pierwsza część zapowiadanej serii, więc pewnie jeszcze się przydadzą;) Zwróćmy też uwagę, że w książeczce akcentowany jest problem z noszeniem/nienoszeniem okularów, a nie np. z nadwagą, a przecież też się u Madeyskiej pojawia (Frania ma okrągły brzuszek, mama jest wielorybem opakowanym w sukienkę).
Podoba mi się, jak powracają w „Okularkach” raz już użyte słowa, obrazy czy motywy jak na przykład konik Rysio i jego bolące kopytka, mama jako wieloryb, laptop jako pies czy wreszcie (kluczowa tutaj) rola okularów w życiu taty. Na przykładzie własnego synka mogę potwierdzić, że takie przypominanie, powracanie do wydarzeń czy słów, który mogły paść przed godziną, wczoraj czy tydzień temu to dla dzieci bardzo charakterystyczne. Madeyska trafnie to oddała.

Narracja odtwarza dziecięcy język Frani i jej sposób widzenia świata, ale nie jest pierwszoosobowa. To znaczy nie mamy tutaj opowiadającej Frani, chociaż narrator posługuje się jej językiem i ma jej wiedzę o świecie. Zdania są zatem przeważnie krótkie, ale wiele tutaj równoważników zdań, czy wręcz pojedynczych słów. Z pewnością dobrze oddaje to sposób mówienia małego dziecka, ale nie jest najłatwiejsze do czytania. Szczególnie na początku. Powiem tak: zostało to pomysłowo napisane i jako literaturoznawca z wykształcenia doceniam realizację, jednak jako ojciec, który co wieczór próbuje zainteresować dwóch maluchów lekturą z początku miałem drobne problemy...

Ciekawym zabiegiem jest zaznaczenie w tekście niektórych wyrazów przez wykorzystanie innej, „pisanej” czcionki i powiększenie fonta. To z pewnością zachęta dla maluchów, które zaczynają czytać, z drugiej strony wyróżnione słowa są przeważnie dosyć trudne, więc zabieg ten może być także nawiązaniem do problemów Frani, która potrafi dostrzec pewne rzeczy wyraźniej, a inne nie. Wydaje mi się też, że pojawia się zbyt wielu imiennych bohaterów (łącznie z zabawkami) i to żonglowanie imionami wprowadza trochę zamieszania.

Czytając „Okularki” rozmyślam jak bardzo zmienił się obraz rodziny w polskiej literaturze dziecięcej. Pamiętacie jak opisywałem ojca w „Zajączku z rozbitego lusterka” Bechlerowej? (Swoją drogą i lusterko się u Madeyskiej znalazło...) Był na jednej ilustracji, wypowiadał jedno zdanie, nieobecny, posągowy. U Madeyskiej ojca jest w tekście pełno, robi nawet dżem truskawkowy, angażuje się, podrzuca pod sufit. W „Okularkach” wszystko dzieje się z perspektywy dziecka, które urządza po swojemu ten świat – ma stajnię pod łóżkiem, wychodzi bez pytania do toalety i wierzy mu się na słowo, że schowało do kieszeni okulary. To w stu procentach opowieść dziecko-centryczna.
Wreszcie ilustracje Kasi Matyjaszek naśladujące dziecięcy sposób rysowania dobrze pasują do tekstu napisanego dziecięcym językiem.

A zatem: znamy bohaterów, otoczenie i sposób pisania, nie pozostaje więc nic innego jak czekać na kolejną część przygód Frani. Zapowiada się fajna seria.

/BW/

Okularki, Ewa Madeyska, il. Kasia Matyjaszek, Dwie Siostry 2015



Jeżeli kupisz opisywaną książkę (lub inną) za pośrednictwem poniższych linków afiliacyjnych to ja otrzymam z tego niewielki procent. Pieniądze pomagają mi utrzymywać tę domenę. Dziękuję!
 



Share:

2 komentarze:

  1. Bardzo byłam ciekawa tej książki i tego dziecięcego debiutu. Fajnie, że wrażenia pozytywne. Nie pozostaje więc nam nic innego, jak też zabrać się do lektury :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie to książka zyskuje z czasem, początkowo miałem o niej bardziej surową opinię, ale przekonała mnie do siebie:) A moje dzieci ją naprawdę polubiły i to jest chyba najważniejsze:)
      Pozdrawiamy!

      Usuń

Chcesz coś dodać? Śmiało!