poniedziałek, 26 września 2016

Jedna książka o wielu miastach („Oto jest Monachium” tekst i ilustracje: Miroslav Šašek)


Dla własnej poznawczej wygody podzieliłem kiedyś pisarzy na dwie kategorie. Do pierwszej zaliczyłem tych autorów, którzy cały czas piszą jedną książkę. W drugiej znaleźli się natomiast twórcy za każdym razem piszący coś innego. Prawda, że czytelny podział? Niestety bardzo także niedoskonały. Wystarczyło bowiem trochę dokładniej zagłębić się w szczegóły, a wszystko dosłownie rozpadało się na kawałki.  Dlaczego więc o tym piszę? Ponieważ ten podział bardzo dobrze sprawdza się jako punkt wyjścia. Idealnie nadaje się na spojrzenie przez półprzymknięte oczy.


O przykładowo czeski pisarz (z zawodu architekt) Miroslav Šašek – całe życie pisał tę samą książkę. Był to ilustrowany przewodnik po wybranym mieście (bądź kraju), które Czech akurat postanowił przybliżyć dzieciom. Wpadł na to podczas pobytu w Paryżu. Pomysł na formę takiego wydawnictwa był tak naturalny i atrakcyjny, że przyniósł Šaškowi sławę na całym świecie. Sposób prezentacji kolejnych atrakcji turystycznych (gdzie jednako waży kiełbaska i pinakoteka) bardzo przypominał mi sposób prezentacji treści w dawnych podręcznikach do nauki języków, ale też narracyjnie jest to bardzo filmowe, takie trochę „ameliowate”.




„Oto jest Monachium” (Wydawnictwo Dwie Siostry) to moje pierwsze spotkanie z twórczością Šaška. Jeżeli ktoś nigdy się z jego książkami nie zetknął to chciałbym żebyście wiedzieli, że są to książki obrazkowe. Ale od razu mówię, że nie książki obrazkowe z milionem szczegółów. Šašek pokazuje atrakcje danego miasta powoli, w czytelnym odosobnieniu na białym tle. I nie, że tylko pokazuje - opowiada historię. Snuje podzieloną na wersy opowieść o mieście. Od ogółu do szczegółu, od rudymentów do drobnostek, od historii do emocji. Rysunki – piękne, czytelne. „Monachium” ukazało się w 1961 roku, jest to więc także powrót do przeszłości, do miasta którego już nie ma. I do wintidżowego stylu rysunkowego, z jego kolorowym realizmem i poczciwością. Na końcu oczywiście znajdziemy stosowne uzupełnienia, wypunktowane zmiany w mieście nad Izarą. Czy jest to dobre zakończenie? Happy end? Kwestia dyskusyjna.

Nie ulega jednak wątpliwości, że jeżeli wybieracie się właśnie na trip po Europie (bądź dalej), a wasze pociechy nie widzą nic atrakcyjnego w oglądaniu pomników przedstawiających facetów na koniach i martwych natur flamandzkich mistrzów pędzla – te książki z pewnością pomogą wam je przekonać. 

/BW/
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!