sobota, 24 stycznia 2015

Kundzia nie traci nadziei („Podróż w nieznane” Adam Bahdaj)

Mądra historia spod pióra Adama Bahdaja o ludzkich sprawach ze zwierzętami w roli głównej. Dzieje morskiej (a raczej jeziornej) eskapady myszki Kundzi, przywołujące na myśl starą literacką tradycję przypisywania ludzkich cech zwierzętom. Tacy panowie jak La Fontaine, Krasicki czy Kryłow w swoich bajkach dydaktycznie a bywało, że dosadnie wyśmiewali ludzkie wady i wychwalali zalety. Wiem, że przywołane nazwiska z dawnych wieków wielu osobom nie kojarzą się wcale z tradycją starą, piękną i wspaniałą, ale raczej bardzo nudną. Jednak niech was to nie odstrasza od przygód bahdajowskiej myszki! To jest po prostu krzepiąca opowieść! I lepiej niż z twórczością bajkopisarzy porównać ją można z baśniami Andersena, gdzie wspólne bytowanie ludzi z gadającymi lub myślącymi zwierzętami, roślinami czy przedmiotami jest równie nienachalne, a przez swą prostotę naturalnie metaforyczne.

Podróż w nieznane, Adam Bahdaj, il. Maria Mackiewicz, Nasza Księgarnia 1984
Swoją drogą ciekawe czy ktoś kiedyś zrobił zestawienie zwierząt, które statystycznie najczęściej pojawiają się w literaturze dziecięcej – jakkolwiek by taka statystyka wyglądała z pewnością mysz zajmowałaby w niej wysoką pozycję.



Wydarzenia w „Podróży w nieznane” (1972) przedstawione zostały dwutorowo. W części otwierającej i zamykającej obserwujemy zabawy (najprawdopodobniej wakacyjne) rodzeństwa Ani i Janka. Dzieci najpierw puszczają na wodę wydrążony z kory sosnowej statek z ładunkiem polskich cukierków, a potem go poszukują i wreszcie odnajdują. To część realistyczna. Natomiast „środek” opowiadania zajmują perypetie Kundzi, która skuszona torebką z cukierkami wchodzi na pokład łódeczki i wiatr wypycha ją na środek jeziora. To jest właśnie część bajkowa, w której sympatyczna „gryzońka” będzie rozmawiać z napotkanymi zwierzętami i jednocześnie starać się nie tracić nadziei na bezpieczne dotarcie do brzegu.




Ale nawet przygody Kundzi umiejętnie balansują pomiędzy bajkowością a realizmem. Owszem myszka, motyl, ryba i ważka sprawnie posługują się językiem polskim i każde z tych stworzeń precyzyjnie nazywa swoje uczucia i analizuje własną kondycję, ale z drugiej strony zwierzęta nie robią też nic, co wykracza poza ich biologiczną naturę – Kundzia boi się utonięcia, motyl obawia się rosy, ważka jest zbyt słaba, a ryba tylko na moment się wynurza. Działania naszych zwierzęcych bohaterów nie odbiegają więc od ich rzeczywistych możliwości – to przecież prawdopodobne, że mysz skuszona jedzeniem weszła na łódkę. Z drugiej strony tę sytuację  doskonale można odnieść do człowieka, który na ten przykład opętany chciwością, żądzą czy nawet konsumpcyjnym zaślepieniem (pamiętajmy, że zaczęły się wyprzedaże;) wpada w takie czy inne tarapaty albo życiowe problemy. A potem spotyka się z różnymi reakcjami osób, które te tarapaty zauważają. A jak radzić sobie w kłopotach według zasad Bahdaja? Dobrocią, oddaniem, chęcią do pomocy drugiemu.




Ilustracje Marii Mackiewicz o przygaszonych kolorach (chociaż może tylko wydają się przygaszone, a to wina mojego nieco pożółkłego egzemplarza…) pasują do klimatu tego tekstu, napisanego prostymi zdaniami, ładną polszczyzną. Dobrze się to czyta i ogląda, chociaż nie ma tutaj też żadnych fabularnych fajerwerków. Jednym słowem historia wartościowa zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.
A za puentę niech posłuży puenta z opowiadania Bahdaja: „Jesteś uratowana, Kundziu. I zapamiętaj, że nigdy nawet w największym niebezpieczeństwie, nie wolno ci tracić nadziei”.

PS Historię myszki Kundzi znaleźć można (we właściwych kolorach:) w pierwszej księdze "Moich książeczek" wydanych przez Naszą Księgarnię.

/BW/
Share:

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Chcesz coś dodać? Śmiało!